Tytuł tego wpisu to dość częsty slogan, odnoszący się do zawodu nauczyciela. Dotyczy nie tylko 18-godzinnego tygodnia pracy, ale także „długich” ferii i wakacji. Jak to jest z tym „wolnym”?
To nie będzie wpis o mitach związanych z czasem pracy nauczycieli. Nie będziemy tu po raz kolejny tłumaczyć, że oprócz tak zwanego stania przy tablicy większość nauczycieli ma wiele obowiązków związanych z przygotowaniem zajęć, z dokonaniem diagnozy, oceny, a także wypełnieniem dokumentacji. Nie zatrzymamy się tu także przy ocenie sensowności tej ostatniej czynności (nie jako całości, ale poszczególnych druków i tabelek, przy wypełnianiu których niejeden się zastanawiał, czy udowodnienie, że jest się sympatycznym zwierzęciem o dwóch garbach nie przyniosłoby większych korzyści). Nie poruszymy kwestii, ile tak naprawdę nauczyciel ma wolnego w porównaniu z uczniem (wolny czas ucznia nie jest tożsamy z tym, który ma nauczyciel). „Eksperci do spraw pracy nauczycieli nigdy nie pracujący w szkole” zapewne rzadko zaglądają na stronę ZCDN-u, więc tego tekstu i tak nie przeczytają. A prawdziwych ekspertów przekonywać tu nie trzeba. Sapienti sat.
Jeśli ktoś doświadczył pracy i w szkole, i poza nią – ma całkiem dobre porównanie. Rzecz jasna w każdym miejscu pracy można trafić na mobbującego szefa, wredne koleżanki lub kolegów, męczących klientów, na różne trudne doświadczenia, które nie powinny mieć miejsca. Wszędzie można przejść zarówno fazę zaangażowania, jak i wypalenia. Tam samo w szkole i przedszkolu, tu jednak jeszcze mamy jeden istotny dodatek – młodych ludzi. Ludzi, którzy z reguły mają inny poziom kompetencji, bo nie posiadają jeszcze doświadczenia życiowego. Siłą rzeczy komunikacja z nimi wygląda inaczej niż ze statystycznym dorosłym, są to bpwiem osoby:
- których organizm zmienia się zaskakująco – również dla nich – szybko, a to ma wpływ na nastrój, zachowanie, wybory;
- które bardzo często nie mają wpływu na swoje emocje, bo dopiero się tego uczą (nieprzypadkowo nie ponoszą takiej odpowiedzialności karnej za swoje działania);
- z wieloma różnymi potrzebami, pomysłami, niekiedy wypowiadanymi i/lub realizowanymi naraz przez kilkanaście albo i kilkadziesiąt osób;
- co więcej, są to osoby, które za kilka, kilkanaście lat będą realnie współtworzyć nasze społeczeństwo, a kształt tego zaangażowania w dużej mierze zależy od miejsca, w którym spędzają bardzo dużą część swojego aktualnego życia.
Przy takiej skali odpowiedzialności naprawdę nie warto skupiać się na wymiarze etatu i liczbie dni wolnych w roku.
Zatrzymajmy się natomiast przy obciążeniu polegającym na tym, że mamy bardzo realny wpływ na przyszłość tych młodych ludzi. I tę jednostkową, związaną z życiem konkretnego ucznia, i tę globalną. „Nauczyciel dotyka przyszłości”. To zarówno duża odpowiedzialność, jak i przywilej. Choć w szkolnej codzienności rzadko to sobie uświadamiamy, ma to jednak duży wpływ na poziom naszego zaangażowania i idącego za nim zmęczenia psychicznego. Obciążeniem są także nasi podopieczni, którzy w swej masie cały czas – mówiąc brutalnie – czegoś od nas chcą. Praca w szkole to konieczność bycia w stanie permanentnej choćby minimalnej uważności. Od niej zależy nie tylko poziom naszej pracy, ale także bezpieczeństwo i zdrowie oddanych nam pod opiekę młodych ludzi. Do tego dochodzą takie czynniki, jak różnorodne oczekiwania wobec naszej pracy (jak na przykład oceny czy wyniki egzaminów, które tylko w części przecież zależą od naszego zaangażowania) oraz niemal ciągłe przebywanie w hałasie, o różnym poziomie decybeli – zależnym od rodzaju szkoły.
Wielu nauczycieli zwierza się, że ich pierwsze dni urlopu polegają na przyzwyczajeniu się do innych warunków wokół, do wyciszenia, uspokojenia itp. Taka reakcja organizmu pojawia się w sytuacji, gdy dłuższy czas żyjemy w napięciu, stresie, niepokoju. Wpływ takiego stanu na życie i zdrowie przez dłuższy okres jest już całkiem dobrze przebadany i wyniki są z reguły alarmujące. Zawody, w których pracuje się z ludźmi, są jednymi z bardziej obciążających psychicznie, a nie od dziś wiadomo, że ten rodzaj wyczerpania jest znacznie trudniej uregulować niż wysiłek fizyczny.
Niebawem w naszym województwie rozpoczną się ferie zimowe. To dobry czas, by zadbać o siebie, by zrobić choć jedną z tych rzeczy, o których myślimy, ale ciągle nie mamy na nie czasu. Zadbanie o siebie to niekoniecznie oddanie się słodkiemu nieróbstwu. Choć i to bywa potrzebne i warto odczarować to sformułowanie z jego – mimo wszystko – negatywnego aspektu. Zadbanie o siebie to także danie sobie szansy na rozwój – bez pośpiechu, nie w późnych godzinach popołudniowych czy weekendy. To przeczytanie mądrej książki, która nie będzie podręcznikiem do naszego przedmiotu. To obejrzenie filmu, który wzbudzi w nas emocje i refleksję. To także zainteresowanie się i wzięcie udziału w warsztatach – choćby tych, które organizuje ZCDN pod hasłem „Komunikacja na miarę…”. Wśród oferty feryjnej jest dużo propozycji łączących przyjemne z pożytecznym. Wszelkie informacje dostępne są na stronie Centrum.
Kochane Nauczycielki i Nauczyciele – dbajcie o siebie!